W samym środku Mazowsza, nad brzegiem Pilicy, leży Rozniszew – niewielka wieś, o której dziś rzadko się mówi, choć niegdyś, w XVIII i XIX wieku przyciągała pielgrzymów z całego regionu. Dziś jest tu cicho. Kościół stoi pusty przez większość tygodnia, a o dawnych odpustach, gdy wierni nie mieścili się na placu przed kościołem nikt już nie pamięta. Tak jak wiele innych miejscowości usianych po całej Polsce, Rozniszew ma swoją historię, długą zresztą, bo sięgającą średniowiecza. I tak jak wiele innych miejscowości, ma swoje legendy. Głęboko zakorzenione w lokalnej społeczności.
Ten wpis nie ma charakteru naukowego. Nie jest efektem pracy badawczej ani akademickiej analizy – to tekst popularyzatorski, pisany z pasji i ciekawości. Choć staram się dochodzić do pewnych konkluzji, mam pełną świadomość, że brakuje mi dostępu do źródeł, które pozwoliłyby przeprowadzić rzetelne, pogłębione badania historyczne.
Co więcej, badanie przekazów ustnych i ich ewolucji nie jest moją dziedziną – nie roszczę więc sobie prawa do ostatecznych ocen czy interpretacji. We wpisie podejmuję jednak próbę uporządkowania znanych wersji legendy o objawieniu w Rozniszewie, przyjrzenia się jej przemianom na przestrzeni lat i zadania kilku pytań o jej możliwe początki. To raczej zaproszenie do refleksji i dalszego poszukiwania niż gotowa odpowiedź.
Legenda o budowie kościoła w Rozniszewie
Dawno temu, gdy rozpoczęto przygotowania do budowy rozniszewskiego kościoła, doszło do niecodziennego wydarzenia. Budowniczowie, wioząc materiały na wyznaczone wcześniej miejsce, mieli zatrzymać się w okolicy porośniętej mokradłami. Tam, pośrodku podmokłego terenu, rosła samotna grusza. Na niej miała objawić im się sama Matka Boża. Zdarzenie uznano za znak – nieprzypadkowy, nie do zlekceważenia. Niebieska panna pragnęła, aby rozniszewska świątynia stanęła właśnie w tym miejscu, gdzie rosło drzewo. Zmieniono plany. Zamiast wznosić świątynię na suchym i stabilnym gruncie, gdzie wcześniej planowano, wybudowano ją w miejscu objawienia. Na podmokłej ziemi, którą trzeba było dodatkowo utwardzić. Grusza została ścięta, a jej pień wmurowano w ołtarz nowo powstałego kościoła. Miało to być materialne potwierdzenie objawienia – znak nie tylko duchowy, ale też fizycznie obecny w strukturze świątyni.

Myślę, że każdego z mieszkańców okolicznych wsi, znających tę legendę, chociaż raz kusiło, by w obrębie prezbiterium poszukać tego pnia. Pewnie wielu podjęło też tę próbę – z czystej ciekawości, by przekonać się, czy coś tam rzeczywiście znajdą. Dla tych, którzy nadal się nad tym zastanawiają, spieszę z odpowiedzią: żadnego pnia tam nie ma. Bo i nie ma kościoła, w którym rzekomo był. Legenda narodziła się na długo przed tym jak Józef Więczkowski postanowił w miejsce starego, drewnianego kościoła pod wezwaniem św. Urszuli i Towarzyszek wznieść neogotycką „katedrę” z czerwonej cegły. Jeśli pień tej gruszy faktycznie istniał, to znajdował się w drewnianym kościółku, którego już nie ma.
Jest jednak legenda. Żywa – i obok tej o bijącym w bagnie dzwonie – chyba najbardziej znana w całej okolicy. Jak każda legenda, ma w sobie ziarno prawdy. I jak każda przekazywana ustnie, była wielokrotnie modyfikowana, przekształcana i ubarwiana. To, co wiemy na pewno, to że legenda przez dziesięciolecia – a może i stulecia – żyła wyłącznie w przekazie ustnym. Przechodziła z ust do ust, zmieniając się stopniowo. Jestem pewien, że nawet Wy, znający temat, słyszeliście wersję, które w jakiś sposób różnią się od tej wyżej przedstawionej.
Zastanawiając się, skąd ta legenda się właściwie wzięła, zacząłem przeglądać różne bazy źródeł historycznych. Każda legenda ma bowiem jakiś początek. Brakuje mi co prawda źródeł do dokładnego śledzenia jej rozwoju, ale jakimiś dysponuję. Nie jest to legenda o smoku wawelskim, aby można było przebierać w mnogości spisanych wersji. Znalazłem jednak dwa ciekawe zapiski, które pozwalają już snuć pewne teorie. Poniżej chciałbym przedstawić Wam rozwój tej legendy. Wyżej przedstawiłem jej współczesną wersję. Teraz cofniemy się do XIX wieku, a następnie przyjrzymy się jeszcze starszemu zapiskowi. Na końcu postaramy się odtworzyć ewolucję tej legendy. Zapraszam do lektury.
Czy aby na pewno grusza?
Choć dziś w Rozniszewie opowiada się o objawieniu Matki Bożej na gruszy, to w XIX wieku wcale ta wersja nie królowała. Zerknijmy na starszy opis tej legendy, który pochodzi z Tygodnika Ilustrowanego z 1870 roku (zatem sprzed ponad 150 lat). Autorem jest Ludwik Grabowski. Ten tekst dostarcza jednego z wcześniejszych świadectw funkcjonowania legendy o objawieniu. Dla wygody, te jego fragmenty odnoszące się do Rozniszewa pogrubiłem w tekście.
__________________________________________________________
Z nad brzegów Pilicy.
(Dalszy ciąg).
Od Ostrołęki w górę biegu rzeki przyległe pagórki coraz się wyżej piętrzą i coraz powabniejsze przybierają kształty, bujnie obrośnięte liściastemi drzewami. Na jednym z tych pagórków, pośród dębów, brzóz, grabiny i drobnych liściastych krzewów, wytryska cudnej czystości woda, a od źródła tego pyszny roztwiera się widok. Zasłona krzewów rozdziela się tu, i z tych wyżyn wzrok zagłębia się w dolinę Pilicy i Wisły. Obie te rzeki srebrnym pasem wiją się pośród zielonych łąk i różnobarwnych pól zbożem pokrytych. Widać w dali Mniszew, z wysokim kominem, który jak obelisk wystrzela w górę. Bliżej wznosi się biały kościołek Ostrołęki z wyniosłą swą wieżyczką i gęsty klomb topoli, ponad brzegiem Pilicy rosnących. Za rzeką kościół z cudownym obrazem Matki Boskiej w Rożniszewie. Głębokie lasy Radomskiego tworzą ponure tło tego uromantycznionego obrazu, a zgrabny, gotyckim smakiem zbudowany kościół we wsi Pilicy i ładny park zamykają ten niezwykły krajobraz. Miejsce to jest prawdziwie urocze i tchnie powagę, że cały ten krajobraz niespodzianie się roztacza, gdy dopiero stanąwszy ze źródła, ujrzeć go można. Źródło to nazywają księży źródłem, albowiem księżna wirtemberska, dawna właścicielka Pilicy, którą dla umiłowania jej położenia nabyła i upiększyła, lubiła tam przebywać i wody jego czerpać. Nie mogę nie wspomnieć tu o wyniosłych sosnach zdobiących brzegi Pilicy i o osadzie rybackiej w koło której się wznoszą. Niebotyczne te drzewa z daleka z całej okolicy widać i jakby olbrzymy jakie ponad skromnemi nadrzecznemi olchami i wierzbinami królują. Osada rybacka z tego jest znana, że tam urządzono przewóz na Pilicy, który mianowicie podczas odpustów w Rożniszewie, bardzo bywa ożywiony. Załączony widok przedstawia tę osadę i przewóz podczas odpustu. Pomieszczone na pierwszym planie rysunku pale, są zabytkiem mostu który tu był zbudowany, gdy trakt warszawski szedł na Rożniszew ku Puławom. Obecnie trakt ten z szosą zwrócony został na Mniszew i most tamże zbudowany.

Jak mówi tradycya ludowa, cud dał początek wzniesieniu się Rożniszewa, i o tej legendzie, silnie tam ugruntowanej, wspomnieć mi wypada. Przed laty, gdzie teraz wznosi się Rożniszew, były łąki, pastwiska i głucha puszcza, a mijając zarośla nadrzeczne, poważne starościna, gdzieniegdzie na łąkach rozsiane odwieczne dęby i obszerne lasy okalające obecną majętność, przekonywają o istnieniu tej puszczy, która łączyła się z lasami magnuszewskiemi i kozienickiemi. Owoż rozsiane tam były drobne osady i pastuszkowie z jednej z nich, wygoniwszy swoje trzody na łąki nadrzeczne, ujrzeli na jednym z dębów niezwykłą światłość. Przerażeni tem zjawiskiem, rozniesli o tém wiadomość po wiosce, i wszyscy wybiegli, by ujrzeć cudowny objaw. Długo szukali w gęstych zaroślach owego dębu; lecz jakież było ich zdziwienie, gdy pośród światłości zjawił się wizerunek Matki Boskiej. Wieść o tym cudzie rozniosła się po całej okolicy, i w miejscu gdzie stał ów dąb wzniesiono najprzód kapliczkę, a następnie kościół, który do dziś dnia stoi, obraz zaś umieszczono w wielkim ołtarzu, który zbudowano na pniu świętego dębu. Od owej chwili Rożniszew stał się głośnym w całej okolicy odpustami swemi i wielu cudownemi uleczeniami, jakich doznawali pielgrzymi udający się po ratunek do tego świętego miejsca. Mnóstwo kul i szczudeł złożonych za ołtarzem, wiele wotów i zapisów świadczy o skuteczności doznanego ratunku. Niedziw więc że odpusty w Rożniszewie bywają liczne i że kościołek drewniany nie może w swych ścianach objąć gromadzącego się ludu. Cmentarz i duży plac przed kościołem natłoczony są w dniu Matki Boskiej pobożnymi, a dalej stoją mniejsze stany z towarami i owocami. Niedawno zmarły właściciel Rożniszewa, wzorowy agronom, nestor gospodarzy owej okolicy, który pod każdym względem do wysokiego stopnia wydoskonalenia doprowadził tę majętność, umierając zapisał znaczne fundusze na przebudowanie i rozszerzenie obecnie istniejącego kościółka, a pełen światła miejscowy kapłan zapewne potrafi godnie wykonać ten pobożny zapis. Naprzeciw Rożniszewa wznosi się na wyniosłym pagórku malowniczy kościół i wieś Pilica, zdobna ładnym pałacykiem i obszernym parkiem, z którego widok jest zachwycający. Majętność ta, dla pięknego swego położenia, nabyta została przez księżnę wirtemberską, z domu Czartoryska. Położona ta pani, będąc wtedy w podeszłych już latach, zamierzyła wystawić w swej rezydencyi kaplicę i obrazowy z wielkim smakiem punkt najstosowniejszy, zamiast kaplicy, wzniosła piękny kościół (widok jego niedawno zamieszczony już był w Tygodniku). Żałować jedynie należy, że w jednej rzeczy zbłądziła, a mianowicie w tém, że dla oszczędzenia kosztów budowy, rozebrać kazała wieżę w pobliżu wsi Pilicy nad stromym brzegiem rzeki od niepamiętnych czasów istniejącą, i z materyałów z niej wydobytych kościół ten zbudowano. Jak miejscowa tradycya niesie, Moszyński, dawniej właściciel okolicznych włości, wieżę tę upiększyć kazał budowniczemu Włochowi, który uczynił z niej śliczny belweder, ozdobiony freskami, pełnemi gustu krużgankami i t. p. Ze szczytu jej wtedy dosięgało się wzrokiem na pięć mil naokoło, bo aż po za Kozienice, za Wisłę ku Podzamczowi. Załączony widok wskazuje miejsce, gdzie się owa wieża wznosiła i domyślać się pozwala czytelnikowi, jaki wspaniały krajobraz roztaczał się z punktu tego. Rysunek ten ogromnie traci, pozbawiony będąc harmonii kolorytu, który tak podnosi przeciwieństwem barw urok krajobrazu, i przez to także, iż jedną tylko stronę widokowego przedstawia, gdy tymczasem przeciwległa strona widoku niemniej jest powabną i urozmaiconą obszernemi łąkami, wioskami, lasami, zaroślami nadrzecznemi i w dali przesuwającą Warką.

W załączającym się tu widoku na lewo umieszczona świątynia jest kościołem pilickim, z otaczającemi go budowlami wiejskiemi; na przeciwległym brzegu w oddaleniu widać Rożniszew. Pilica wije się u podnóża wysokich brzegów i gęstych zarośli olszyn i wiklin, a daleko, daleko na horyzoncie, jak srebrzysty pasek, jaśnieje Wisła, odcinając jasnym smugiem modre oddalenie lasy Podlasia. Widok ten jest w naturze godzien pędzla artysty, i pożądane by bardzo było, gdyby który z utalentowanych naszych pejzażystów uczynił artystyczną wycieczkę w owe okolice. Malowniczość brzegów Pilicy wzrastać się zdaje,* w miarę jak się wyżej z jej biegiem posuwamy. Jakkolwiek grunt nie jest tu skalisty, odłamy spojnej gliny w tak fantastycznych rysują się kształtach, że zupełnie w wielu miejscach do skał są podobne, a te nad niemi mają wyższość, iż odcienie barw nie są tak jednostajne i przez to malowniczej się przedstawiają.
__________________________________________________________
Dąb, światłość i pastuszkowie
Zanim Matka Boża zaczęła objawiać się na gruszy pośrodku bagna, siedząc w aureoli światła i wskazując miejsce budowy kościoła budowniczym, historia wyglądała inaczej. W artykule z Tygodnika Ilustrowanego z 1870 roku – objawienie miało miejsce na nadrzecznych łąkach, pośród dzikiej puszczy łączącej się z lasami magnuszewskimi i kozienickimi. Otaczały ją dęby, zarośla i krzewy – sceneria odległa od dzisiejszych opowieści o mokradłach i cudownym bagnie.
Nie budowniczowie, lecz pastuszkowie z jednej z okolicznych osad stali się świadkami zjawiska. Podczas wypasu trzód ujrzeli niezwykłą światłość na dębie. Przerażeni, roznieśli wieść po wiosce, a mieszkańcy przybyli na miejsce, by zobaczyć cud. W zaroślach, pośród światła, ukazał się wizerunek Matki Boskiej.

Wersja z 1870 roku nie wspomina też gruszy. Mowa jest jasno o dębie – to on stał się centrum wydarzeń i to jego pień wmurowano później w wielki ołtarz nowego kościoła. Co ciekawe, ten motyw – pnia jako świętej pozostałości – przetrwał do dziś również w wersji gruszkowej. Choć różni się drzewo, materialny ślad pozostał elementem wspólnym.
Artykuł ten stanowi ważny punkt odniesienia. Pokazuje, że historia objawienia była już w połowie XIX wieku znana i rozpowszechniona w okolicy – ale miała zupełnie inny kształt niż ten, który słyszymy dziś. Jest to zatem jasnym potwierdzeniem, że nie dotyczy ona murowanego kościoła, znanego nam współcześnie. Pytanie, czy dotyczy zatem tego drewnianego, który rozebrano pod koniec XIX wieku?
A co z autorem? Czy można mu wierzyć?
Chociarz opis objawienia Matki Bożej w Rozniszewie zamieszczony w Tygodniku Ilustrowanym z 1870 roku jest dziś cennym źródłem historycznym, nie można go traktować bezkrytycznie. Autor tekstu, jak to bywało w tamtych czasach – pisze barwnym, literackim językiem, a jego relacja miejscami przypomina reportaż podróżniczy. To tekst o charakterze krajoznawczo-publicystycznym.
Autor wykazuje się dobrą znajomością topografii, nazw miejscowych (wymienia np. Mniszew, Ostrołękę, Pilicę, rzekę Wisłę, lasy kozienickie i magnuszewskie) oraz realiów lokalnych. Wspomina o układzie dróg, funkcjonującym przewozie rzecznym, a nawet o dawnym moście i zmianie trasy warszawsko-puławskiej. To wszystko sugeruje, że znał teren z autopsji lub korzystał z wiarygodnych źródeł.
Styl autora bywa momentami patetyczny, nacechowany romantyczną estetyką – szczególnie w opisach krajobrazu czy „cudownej światłości” pojawiającej się pośród dębów. To wynika z ducha epoki, która chętnie łączyła lokalność z elementami wzniosłości.
Czy rzeczywiście cudowne objawienie dało początek Rozniszewowi?
Tak według autora głosiła tradycja ludowa – ale przecież wiemy, że wieś istniała już w średniowieczu. Czy zatem legenda jest aż tak stara, by sięgać czasów powstania osady? Pewne jest, że w XIX wieku legenda była żywa i mocno zakorzeniona w pamięci mieszkańców – na co Grabowski wskazuje w Tygodniku Ilustrowanym z 1870 roku, traktując opowieść o objawieniu jako rzecz powszechnie w okolicy znaną.
Autor wskazuje, że najpierw w miejscu objawienia powstała kapliczka, a później drewniany kościół, który w jego czasach wciąż istniał – choć był już mocno zniszczony. Dodajmy do tego przekaz o pniu „świętego dębu” wmurowanym w ołtarz, o licznych wotach i odpustach – nic dziwnego, że Grabowski legendę umiejscowił w czasach bardzo mu odległych.
Połączył ją z innym zjawiskiem, jakim jest kult cudownego obrazu Matki Bożej Rozniszewskiej. Autor założył, że zainteresowanie religijne wsią to wynik objawienia z legendy. Błędnie, bo pielgrzymki do Rozniszewa w XVIII i XIX wieku były zdecydowanie skutkiem kultu obrazu. Cudowna ikona z Rozniszewa cieszyła się w czasach I Rzeczypospolitej i rozbiorowych dużym zainteresowaniem w regionie. Legenda zaś, miała zasięg jedynie lokalny.

Sięgając do kolejnych źródeł. W początkach XX wieku do Rozniszewa przybył ks. Jan Wiśniewski, który objeżdżając dekanaty diecezji sandomierskiej, spisał krótko, chociaż sumiennie dzieje miejscowości i jej kościoła.
Co ks. Wiśniewski pisał o legendzie?
W zasadzie nic nie napisał. Nie bezpośrednio w każdym razie. W czasie swojej wizyty duchowny opisał historię miejscowości i kościoła, opierając się m.in. na archiwum parafialnym. Zrobił zatem to, co każdy rzetelny historyk by zrobił. Zajrzał do źródeł i zapisał, co z nich wyczytał, w tym opis szczególnego zjawiska z 20 września 1790 roku.
Tego dnia, około godziny siódmej wieczorem, ukazać się miała (na niebie) świetlista postać, widoczna od strony wschodniej. Zdarzenie zaobserwowało kilkoro świadków – w tym dziedzic Rozniszewa Jakub Czachowski, ewangelik Jan Lekret, dwie siostry Niemki – Regina i Zuzanna, dwóch chłopców – Jędrzej i Roman, a także lokaj dworski Szczepan. Postać była tak wyraźna, że jeden z obecnych próbował nawet odruchowo ją narysować – jak pisze ks. Wiśniewski. Zjawisko trwało do zmroku, po czym zniknęło.
Co ciekawe, nazajutrz – jak podaje zapis – postać ta miała się ukazać ponownie, w tym samym miejscu. Widoczna była nawet z dworu rozniszewskiego, który znajdował się niegdyś na przeciwko miejsca, w którym teraz rośnie samotny stary kasztanowiec, przy drodze w kierunku Kolonii Rozniszew.

Ks. Wiśniewski – odnotowuje, że drewniany kościół w Rozniszewie istniał już od 1591 roku. To w nim znajdował się cudowny obraz Matki Bożej Rozniszewskiej.
Nie ma zatem budowniczych, nie ma pastuszków, nie ma gruszy, dębu ani budowy kościoła. Jest za to objawienie (niebywałym szczęściem, akurat dziedzic Rozniszewa zdołał je dostrzec, za świadków mając między innymi podległe mu chłopstwo). Możliwe, że to był czysty przypadek – gra świateł, chmur i księżycowej łuny. Ale możliwe też, że ktoś celowo postanowił „odczytać znak”, by jeszcze mocniej wypromować kult maryjny w Rozniszewie.
Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by zrozumieć, że pielgrzymi przynoszący wota, datki i ofiary byli zjawiskiem cennym – zarówno dla parafii, jak i dla majątku ziemskiego. Duchowość duchowością, ale ekonomia zawsze miała swoje miejsce nawet w świętej przestrzeni.
Posunę się to zasugerowania czegoś. Kult Matki Bożej Rozniszewskiej w II połowie XIX wieku mógł nie cieszyć się już taką popularnością jak wiek wcześniej. I to raczej nie kwestia samej wiary, lecz geografii i komunikacji. Przez długi czas przez ziemie rożniszewskie biegł ważny trakt prowadzący na Puławy. To właśnie tutaj znajdowała się przeprawa przez Pilicę – a wieś z cudownym obrazem leżała dokładnie na szlaku. Pielgrzymi, podróżni, kupcy – wszyscy przejeżdżali przez te dobra ziemskie niemal z konieczności.
Sytuacja zmieniła się, gdy główny trakt został przeniesiony przez nowy most w Mniszewie – zresztą dokładnie tak, jak przebiega do dziś. Rozniszew nagle znalazł się na uboczu. Ruch ustał, a razem z nim osłabło znaczenie miejscowości jako celu religijnych wędrówek. W Tygodniku Ilustrowanym z 1870 roku autor wspomina, że na Pilicy widać było już tylko wystające z wody drewniane pale – ostatnie ślady dawnej przeprawy. Symboliczne, niezachowane do naszych czasów.
Czy więc historia o cudownym objawieniu nie mogła być próbą odzyskania dawnego znaczenia? Może została wymyślona na potrzeby ożywienia ruchu religijnego? Może. Chociaż – podkreślam – to tylko spekulacja. Ale jeśli nawet, to czy takie zabiegi są czymś niezwykłym? W końcu każda wspólnota, zwłaszcza ta religijna, potrzebuje opowieści, które ją wzmacniają. A legenda, która ma moc przyciągać ludzi, bywa czasem równie cenna, jak kamienny most czy murowany kościół.
Jak zatem narodziła i rozwijała się legenda?
Mogę wysunąć pewną hipotezę – choć z całą mocą podkreślam, że nie ma wystarczających źródeł, by ją z pewnością potwierdzić.
Być może początkiem legendy o objawieniu Matki Bożej w Rozniszewie było właśnie to świetliste zjawisko, które – jak odnotowano w kronice parafialnej – zaobserwowano w 1790 roku. Mogło to być faktyczne zjawisko atmosferyczne, lub mistyfikacja. Zapisano je jednak w kronice parafialnej i zapewne rozpowiedziano po okolicy.
W przekazie ustnym osiemdziesiąt lat to wystarczająco dużo, by ludzie zdążyli dodać nowe szczegóły – i tak z nocnego cudownego widzenia, opisanego w parafialnej kronice, stworzyć legendę o objawieniu na dębie. O jego pniu pod ołtarzem, oraz o wzniesieniu w tym miejscu kościoła. Tę zaś opisał w 1870 roku Grabowski w artykule z Tygodnika Ilustrowanego, dodając jej bardzo romantycznej i ludowej głębi.
Potem dąb przekształcono w gruszę. Czemu właśnie grusza? Cóż, być może to po prostu bardziej chrześcijański wybór niż dąb – drzewo silnie osadzone w tradycji pogańskiej, romantycznej, słowiańsko-narodowej, ale mniej jednoznacznie związane z chrześcijańską symboliką Maryjną. Grusza, w przeciwieństwie do dębu, niesie skojarzenia znacznie łagodniejsze i bardziej matczyne. W ikonografii chrześcijańskiej pojawia się jako symbol miłości, słodyczy i macierzyństwa – szczególnie w przedstawieniach Madonny z Dzieciątkiem, gdzie grusza może symbolizować delikatność więzi między Matką a Synem. Kształt owocu przypomina kobiece ciało, co dodatkowo wzmacnia symbolikę opiekuńczości i życia.
W niektórych interpretacjach grusza oznacza też długowieczność i wytrzymałość – czyli cechy, które dobrze wpisują się w obraz Matki Bożej jako tej, która trwa, chroni i daje nadzieję. W takim ujęciu zmiana dębu na gruszę mogła być zupełnie świadomym zabiegiem – bardziej spójnym z katolicką duchowością i wrażliwością ludową końca XIX wieku.
Jak dodano motyw budowy kościoła? W wersji legendy z 1870 roku ten wątek już występował. Zgodnie z przekazem, to właśnie w miejscu objawienia – gdzie pastuszkowie ujrzeli światłość na dębie, a następnie ukazał się wizerunek Matki Bożej – wzniesiono najpierw kapliczkę, a potem kościół. Miejsce objawienia stało się więc punktem centralnym, duchowym epicentrum, wokół którego zaczęło się koncentrować życie religijne lokalnej społeczności.
Warto jednak zauważyć subtelną, lecz istotną ewolucję samego przekazu. W XIX-wiecznej wersji objawienie było impulsem – cudownym wydarzeniem, które wywołało poruszenie i doprowadziło do budowy świątyni. Kościół powstał niejako „w odpowiedzi” na to, co się wydarzyło – jako reakcja społeczności na znak z nieba.
W obecnej wersji legendy nie jest już tak, że kościół został zbudowany w miejscu objawienia – teraz mówi się, że objawienie miało miejsce właśnie po to, by to konkretne miejsce budowy wskazać. A więc mamy tu nie przypadek, nie emocjonalną reakcję, ale celowe działanie Matki Bożej, która nie tylko się objawia, ale wydaje znak, a wręcz decyzję: tu ma stanąć świątynia.
To drobna, ale znacząca zmiana. Z przesunięciem narracyjnym z „skutku” na „zamysł” legenda zyskuje siłę, głębię i przekonanie o duchowym planie. W tym ujęciu objawienie nie tylko poprzedza budowę – ono ją usprawiedliwia, nadaje sens, sakralizuje wybór miejsca. To już nie tylko opowieść o cudzie, ale opowieść o posłaniu, o boskim rozporządzeniu. I to być może dlatego motyw budowy świątyni w konkretnym miejscu tak silnie utrwalił się w lokalnej pamięci – bo dawał ludziom poczucie, że nie tylko są świadkami historii, ale że ta historia miała od początku wyższy cel.
O budowę jakiego kościoła zatem chodzi? Zależy od wersji. W tej z 1870 roku mowa o drewnianym kościełe pod wezwaniem św. Urszuli i Towarzyszek. To on miał powstać w odpowiedzi na objawienie. Ale – jak każdy w Rozniszewie i okolicach dobrze wie – dziś stoi tu inna świątynia. Ceglany kościół, który zastąpił poprzedni, wzniesiono w końcu XIX wieku, staraniami miejscowych proboszczów oraz właścicieli dóbr ziemskich – rodziny Więczkowskich. Budowa zakończyła się w 1895 r. W tym właśnie momencie narodziła się współczesna wersja legendy.
Trudno nie zauważyć, że motyw objawienia jako uzasadnienia dla budowy nowej świątyni pojawia się w pełnej krasie właśnie wtedy, gdy stary kościół przestaje istnieć, a w jego miejscu powstaje nowy – trwalszy, dumniejszy, bardziej reprezentacyjny. Budowa nowego, okazałego kościoła była idealną okazją, by dodać legendzie jeszcze nieco barw. By rozwinąć ją, osadzić głębiej w lokalnej wyobraźni, a może nawet wzmocnić religijne znaczenie miejsca w oczach wiernych i pielgrzymów. W końcu nic tak nie cementuje wspólnoty wokół nowej świątyni, jak opowieść, że to sama Matka Boża wybrała to miejsce.

Wciąż nie mam pojęcia, skąd w tej historii wzięła się grusza – a wcześniej dąb. Bo to jest element bardzo ważny, ale jednak nie wynikający z opisu cudownego widzenia z 1790 r. Nie miałem jeszcze okazji zajrzeć do parafialnych dokumentów, to bardzo bolesny brak, który odczuwałem pisząc ten wpis. Na ten moment mogę jedynie domniemywać, ale motyw objawienia na drzewie – najpierw dębie, potem gruszy – musiał z czegoś wynikać.
To przecież nie jest element przypadkowy. Ktoś musiał kiedyś tę scenę dodać – być może świadomie, może intuicyjnie – jako sposób na uwiarygodnienie całej opowieści. Wskazanie konkretnego drzewa, a następnie zachowanie jego pnia w ołtarzu to nie tylko atrakcyjny element fabularny, ale też coś, co budzi ciekawość i skłania do poszukiwań. Zresztą do dziś wiele osób zastanawia się, czy w prezbiterium rzeczywiście można odnaleźć jakikolwiek ślad tego legendarnego pnia. To niezwykle skuteczny sposób na zakorzenienie opowieści w realnej przestrzeni – dosłownie i symbolicznie.
Ale nie można też wykluczyć innego scenariusza. Może motyw drzewa nie był tylko zabiegiem narracyjnym, ale odbiciem jakiegoś wcześniejszego, dziś już zapomnianego wydarzenia? Czegoś, co wydarzyło się jeszcze przed 1790 rokiem, zanim ktokolwiek spisał kronikę, zanim pojawiły się gazety i uporządkowane wersje przekazów? Bardzo możliwe, że to właśnie jakiś starszy, lokalny epizod – nieuchwytny, rozmyty w pamięci – został później „dołożony” do tworzącej się legendy, już w czasie, gdy potrzebowała ona wyraźnego znaku, centralnego punktu, który przyciągnie uwagę.
A może były trzy kościoły?
W Słowniku geograficznym Królestwa Polskiego znajdujemy istotną informację: pierwszy drewniany kościół w Rozniszewie istniał już w XVI wieku, ale uległ ruinie. W jego miejsce wzniesiono nowy – również drewniany – który przetrwał aż do końca XIX wieku, zanim został zastąpiony przez obecną, murowaną świątynię, ufundowaną przez Józefa Więczkowskiego. Ks. Jan Wiśniewski w swoim dziele Dekanat kozienicki, gdzie opisując świątynię w Rozniszewie, wspomina jednak tylko jeden drewniany kościół, ale dodaje, że w XVII wieku był już mocno zniszczony. Żaden dokument erekcyjny się jednak nie zachował, aby jednoznacznie to potwierdzić.
Możliwe więc, że faktycznie pierwotny, szesnastowieczny kościół został rozebrany, a na jego miejscu postawiono nowy – być może na tych samych fundamentach, może nawet z częściowo tych samych materiałów. Gdyby faktycznie chodziło o dwa kolejne drewniane kościoły, wznoszone w tym samym miejscu, nie jest wykluczone, że przekaz o pniu drzewa, z którym wiąże się legenda objawienia, dotyczy tego najstarszego – z końca XVI wieku. Może pień faktycznie został wmurowany w ołtarz, ale w ołtarz świątyni, która dawno już nie istnieje.
Z biegiem lat, wraz z powstaniem kolejnego drewnianego kościoła, a później murowanego, fizyczny ślad po pniu mógł zaginąć – pozostała jednak opowieść, która – jak to bywa w tradycji ustnej – przetrwała dłużej niż sama materia. Ja w to jednak wątpię, aby była tu mowa o dwóch różnych drewnianych kościołach. Raczej mowa o tym samym, ale odbudowanym.
Tak czy inaczej – pnia w ołtarzu nie ma. Sprawdzono to wiele razy. Ale jest legenda. I to właśnie ona przetrwała – jako żywa, ustna tradycja, z pokolenia na pokolenie. Nie dowiemy się już na pewno, co wydarzyło się naprawdę, ale możemy cieszyć się tym, co zostało: piękną i oryginalną opowieścią, która przez lata tworzyła duchowy krajobraz Rozniszewa.
___________________________________________________________________
Przydatne linki:
https://biblioteka-kozienice.net.pl/index.php/obiekty-zabytkowe-w-gminie-magnuszew
https://www.forum.tradytor.pl/viewtopic.php?t=3306
https://parafia-rozniszew.pl/wp/?page_id=176
https://pl.wikipedia.org/wiki/Rozniszew
http://dir.icm.edu.pl/pl/Slownik_geograficzny/Tom_IX/867